wtorek, 13 marca 2012

Czeski błąd? Nie, czeski tort!

Jej Babcia ma dziś imieniny. Ona zamówił więc u Niej na tę okoliczność (w tym stwierdzeniu nie należy doszukiwać się logiki;)) tort. Czeski tort


Ona zaczęła przygotowania już w niedzielny wieczór. Korzystała z dobrze znanego przepisu, bo ciacho gościło już u nich na Jego imieniny obchodzone ostatnio aż trzy (sic!) razy. 

On więc tłukł w niedzielę swoim dzielnym wojownikiem Shepardem zgraję tłumanów (tumanów, których daje się tłuc) w Mass Effect 3, a Ona ucierała, zarabiała, wałkowała, smarowała, wypiekała – całe 9 spodów z takiej samej co zwykle ilości ciasta. No dobra, 10! Ale ten jeden, najcieńszy przełamał się, spełniając Jego i Jej ciche prośby – nie mogło się przecież obyć bez testów;)   


Ostatnie kawałki Ona zamieniła w literki i nieporadne kwiatki – dla Jej Babci.


Wczorajszy wieczór On znów strzelał heady, a Ona zaszyła się w kuchni, przygotowując krem. Zbyt późno zorientowała się, że masła miała za mało. Zrobiła więc krem z połowy porcji – wersja.. hm.. powiedzmy nie uboższa, a light. Krem rozsmarowała, dodała dżemu, sypnęła orzechami. 


Literki przyczepiła na (nie, nie na ślinę, bez obaw!) dżem i oprószyła cukrem pudrem. 


Ona czeka już ciastem na popołudnie u Babci. Martwi się jednak trochę, czy On, który ma za zadanie przetransportować dziś swój ulubiony tort, nie ukroi sobie w drodze kawałka, kawałeczka, no.. jeszcze jednego, ooo.. ostatniego już.;)

Przepis bierze udział w akcji: